Prawdziwe dzieła sztuki powstają długo. „Park Jurajski”, „Gra o tron”, „Potop”, „Bitwa pod Grunwaldem”, baba z jenotem albo golonka pieczona w piwie z kapustą zasmażaną i chrzanem. Wszystkie moje teksty też. Dlatego taki monumentalny tytuł i dlatego tyle musieliście czekać! Dodatkowo Ania bezlitośnie cenzuruje moje wypociny i bez skrupułów usuwa co większe głupoty. Tylko pomyślcie, ile debilizmów biedaczka musiała wywalić, że zajęło jej to aż tyle czasu, a dodatkowo... skoro te największe debilizmy zostały usunięte, to czemu ten tekst jest taki jaki jest... ostatecznie zakończyliśmy strzelanie w tym roku!
Bardzo trudno mi się pisze, gdyż mam łzy w oczach i dusze mą rozrywa nieskończone cierpienie, związane z nieuchronnym zakończeniem tego roku strzeleckiego. Odbył (heh.. odbyt, ostatni raz w tym roku taki żarcik) się ostatni snajper i podsumowaliśmy wszystkie nasze występy.
Zapraszamy do obejrzenia skromniutkiej galerii o tutaj, a tutaj możecie sobie zobaczyć jak to się strzelało. Dla uczulonych na excelowskie tabelki po krótce omówimy sobie co to się tam działo.
Nie było Tomka, bo podobno gdzieś z wotowcami hulał po poligonie czołgając się w kałużach błota i marznąc, marzył by wrócić do życia sprzed woja. No cóż, trzeba było zrobić tak jak ja i się nie dostać, a teraz nie ma co żałować... pompuj kocie! Był Marek – Niezdarek co to se DQ ostatnio na pojedynku wyłapał. Niestety byli też stali bywalcy z Zawiercia i nie dali sobie odebrać pucharów... Kochamy Was... Wy... wrrr... nieważne...
Ogólnie nie było nas wielu, zatem uwinęliśmy się bardzo szybko. Najlepsi oczywiście okazali się Sławomir (wspomniany KALIBER Zawiercie) i Henryk (też KALIBER). Na nasze szczęście Boguś się pojawił i zgarnął honorowo dla Rykoszetów miejsce trzecie.
W ogólniej klasyfikacji najlepszy był Henryk z Kalibra, ale za to drugie i trzecie miejsca, były już nasze. Czyli drugi był Boguś, a trzeci nieobecny Tomek. Tutaj w bardzo przejrzysty i wygodny sposób możecie zobaczyć zestawienie całości.
Mieliśmy zakończyć rok małą imprezką integracyjną, która miała się odbyć (no już dobrze...) tuż po zawodach, ale niestety musieliśmy to odłożyć na styczeń, bo kucharzowi dzik się obudził w piekarniku i zwiał z pieczenia. Nie będę nic pisał o naszych myśliwych..., ale spokojnie. Impra się odbędzie. Może tym razem chociaż chleb z masłem spróbujcie upolować chłopaki, co?
Zaraz (czyli pewnie w przeciągu miesiąca) wpadnie jeszcze jeden tekst o naszym mistrzu, co to poszedł dominację nad światem poszerzać i podebrał trochę pierwszych miejsc w zewnętrznych zawodach, no i jeszcze życzenia świąteczne, ale póki co powoli, jeszcze się mistrzostwa świata w piłce nie skończyły. A nie... skończyły się... serio długo ten tekst powstaje... Na razie póki co, karp pływa w wannie, wczoraj mu dorzuciłem marchewki, groszku i żelatyny, żeby na święta galareta się sama zrobiła. Nie jestem leniwy, po prostu pomysłowy. A hejtują tylko Ci co sami na to nie wpadli i teraz im głupio.
Wystarczy strzelania w tym roku. Wynocha do rodzin. Albo na poligon kałuże pogłębiać czołganiem...
Do zobaczenia!