(Zieeeew)
Witajcie Rykoszety i Rykoszetki!
Niedźwiadki i inne misie po zimowej przerwie zaczynają się leniwie przeciągać i budzić ze snu. Budźmy się więc i my. Na pobudkę zamiast kawy postanowiliśmy zorganizować szybkie zawody na pożegnanie zimy, bo nic tak nie budzi niedźwiadka jak huk wystrzału... okropny żart... obiecuję poprawę.
Witajcie Rykoszety i Rykoszetki!
Ostro zaczynamy rymem, bo rok już się kończy i Prezio i tak nie będzie miał mi z czego karę dowalić. Taka mała piosenka na początek, żeby się dobrze czytało (klik). Jedziemy.
Odbyły (odbyty hehe) się ostatnie już zawody w tym roku! Frekwencja nie była zbyt duża, bo leniuszki już wyrobiły sobie starty i nie ma powodu by w takie dzikie mrozy (+1.0 °C) narażać siebie i swoje zabawki. Przybyli tylko najtwardsi i najtwardsze koksy i koksiary. Pogoda serio była słaba, śnieg najpierw sobie spadł, a potem żeby było śmieszniej zaczął topnieć. Woda kapała z dachów i drzew, więc w przerwie od strzelania grzaliśmy się w bunkrze, przytulając do piecyka i poruszając ważne życiowo tematy – czyli jak to w wojsku piło się spirytus, tak żeby się nie udusić (no, bo ile o strzelaniu można gadać c’nie?).
Witajcie Rykoszety i Rykoszetki, dziś nietypowo, bo piszę ja – Prezio Jacek!
W całym kraju świętowaliśmy rocznicę odzyskania przez nas niepodległości i z tej okazji moja kochana siostrzenica (czyli córka mojej siostry) zaprosiła nas na recital u niej w szkole, gdzie miała m.in. śpiewać patriotyczne piosenki i recytować wiersze, razem z innymi dzieciaczkami. A jak wiecie dzieciaczki śpiewają, tańczą i recytują przeuroczo i za nic w świecie nie chcielibyśmy tego przegapić… Ale co? Co tam? Zawody są w Rykoszecie? Sorry Bejbe, może w przyszłym roku. NAGRAJ WUJKOWI FILMIK, LOF JU! Jedziemy strzelać!
Witajcie Rykoszety i Rykoszetki!
W końcu udało się zrobić zawody z cyklu Lucky Luke! Ktoś pamięta dlaczego nie odbyły się poprzednie dwie edycje? Bo ja nie… ale to już nieważne. Ważne, że z powodu ich absencji tęsknota za bieganiem z karabinem po brzegi wypełniła nasze serca. Ganianie z bronią za dziećmi wokół bloku przestało być zabawne po wizycie dzielnicowego, a gdy zamieniłem karabin na worek ziemniaków, to dzieci przestały tak żywo reagować i ludzie zaczęli pukać się po głowach… Dziwnych i głupich mamy z Anią sąsiadów. Nic im nie pasuje. Jak biegałem z karabinem, to wezwali policję, a jak z ziemniakami to psychiatryk… najlepiej nic nie robić… No i jeden rudy członek klubu zrobił ochroniarskie papiury i pilnuje teraz amunicji, jej poprawnego wydawania oraz wpisów w książce. Oczywiście kiełbasy nikt nie przyniósł… „dziękuję” … „koledzy”.
Jeszcze w głowie słyszę jak gra Maciek na gitarze, jeszcze w ustach mam smak Wiktorowego kociołka, a tu już po pikniku rodzinnym i po snajperze! Będzie po trochu o obu tych wydarzeniach, ale o tym drugim da się tylko napisać, że w familiadzie zmagań, tylko jedna rodzina się przygotowała. I wychodzi na to, że znowu muszę ugotować obiad... A, że Anka nie lubi papryki, cebuli, bobu, wątróbki i pikantności, więc będzie wątróbka po serbsku. Czyli wątróbka z papryką i cebulą, na pikantnie. I dużo, dużo soli…